Bardzo miło gawędziło się z naszym kierowcą i z 2 godzin zrobiły się 3 i pół. Zatrzymaliśmy się na postój i z zamiarem rozbicia namiotu zaczęliśmy wysiadać z samochodu. Na co kierowca powiedział żebyśmy zostali w środku, prześpimy się i ruszymy dalej. Długo nie musiał nas oczywiście namawiać. Przespaliśmy się jakieś 3-4 godziny i ruszyliśmy dalej. Po przejechaniu niezbyt długiego odcinka, tuż pod granicą z Francją kierowca postanowił jeszcze chwilę się zdrzemnąć. Około godziny 7 rano ruszyliśmy znowu.
I tak z jednym kierowcą spędziliśmy jakieś 20 godzin. On jechał za Barcelonę a nasz camping znajdował się nieco przed.
Typowa ludzka życzliwość zadziałała i tym razem, ten niezwykle miły pan niewiele myśląc wziął od nas adres campingu i nadrabiając jakieś 100km podwiózł nas pod samą bramę!!
Także po 32 godzinach w drodze naszym oczom ukazała się plaża i kilkanaście namiotów ASRowiczów. Tak jak wspomniałam przyjechaliśmy w pierwszej 20, więc nie było jeszcze dużo ludzi na polu. Chociaż ciągle ktoś dojeżdżał. Wieczorem oczywiście odbyła się impreza na plaży i nabyliśmy trochę nowych znajomości :)